niedziela, 31 stycznia 2010

Kurtyna spadła i zabiła się na miejscu

Czuje się zażenowana i skonsternowana, naprawdę.
Wyobrażam sobie jak nędzna i licha musiała być „analiza,” skoro musiały interweniować aż dwie analizatorki i to nie pierwsze lepsze, a sama Sierżant i Kura z biura.
Muszę uchylić czoła. Analiza jest pełna błędów, przekroczyła granice dobrego smaku (co jest ciężkim zarzutem) drętwa jak język po narkozie, bezprzedmiotowo chamska i kretyńska. Takie argumenty zamykają usta. Z drugiej jednak strony wciąż jestem młoda. Nawet do syntezowania blogasków, a może przede wszystkim, trzeba dorosnąć. Analizę pisałam, czy raczej wystukałam pod wpływem… stresu. Oto zawisło nade mną widmo poprawki, a jak wiadomo jest to stawka większa niż życie. Deficyt snu i napoje wysokokokowe nie sprzyjają w analizowaniu, jak widać. Więcej eksperymentować nie będę.
Nie mniej jednak wzięłam krytykę do serca, gdyż była ona konstruktywna, za co należą się Wam podziękowania. Cieszy mnie, że napisałyście prawdę (choć miejscami z lekką nadinterpretacją).
Zatem warto by było przeprosić. Chyba niegodnam się mienić analizatorem. Czy powinnam skończyć z tym sportem? Zdaje się klamka zapadła w tej sprawie. Odejdę z opuszczoną głową, podkulonym ogonem i wmówię sobie, że porażki kształtują charakter. Mimo wszystko przysięgam uroczyście, że powrócę. Dorosnę, podszlifuję swoje pióro i wymażę tę plamę na swym honorze.

A tak na marginesie; zapewniam Cię, Sierżancie, że pojęcie ironii nie jest mi obce. :3

Bum! Analiza została zdetonowana, więcej nie będzie straszyć.

sobota, 2 stycznia 2010

Istniejonce anioły i szalona interpunkcja

Ave!
Przede wszystkim Pragę złożyć wszystkim (nieco spóźnione) życzenia noworoczne. Oby 2010 rok przyniósł więcej korzyści niż poprzedni.
Dziś przedstawię Wam, Droszy Czytelnicy, arcyciekawy blogasek. Opowiada on o aniołach, (a przynajmniej takie było założenie) z lekką nawiązką do Tłajlajtowej Sagi.
Dowiecie się, że może być bardziej niż najbardziej, a na nawet jeszcze bardziej, przekonacie się, że istnieje taki znak interpunkcyjny jak „wieloprzecinek”, a także zobaczycie jak śmiesznie może wyglądać tekst bez jakichkolwiek przestanków.
Blogasek czi się pod adresem-
http://opowiadanie-anioly-istniejom.blogasek.pl/ Bluźniercze „istniejom” rzuca się w oczy, czyż nie?
Zanalizowała- Harlock gościnnie Robrojka


Prolog
ktoś mi kiedys powiedział że anioły nie istnieją..... bo skoro istnieją to czemu jest tyle wypadków itd?
No właśnie! Czemu anioły nie chronią nas przed rozlaniem kawy czy przypaleniem bluzki żelazkiem? Powinni nas strzec przed takimi wypadkami!

Ja jednak jestem innego zdania niedawno przekonałam sie że aniołowie istnieją i nie tylko te dobre są także te złe....ale posłuchajcie od poczotku.....
Tak, to wszystko- pierwszą notkę można zakryć dłonią na monitorze. Najchętniej bym nakryła cały blogasek, ale takich dużych łapsk nie mam.

ps jest to mój 1 blog z takim opowidaniem dopiero sie ucze krytyka mile widziana;) postaram sie poprawić
Pokora, samokrytyka i obietnica poprawy. Szkoda, że wszystkie aŁtoreczki nie są takie.

Był pewien sierpniowy poranek.
A był to poranek bardzo poranny jak na poranną porę przystało.

Koniec wakacji zbliżał sie nieubłaganie. Szlam spokojnie sluchając hitów AC/DC.
Słucha australijskiego zespołu (downa), który gra hard rock, nazywa go rock 'n' rollem, na koncerty przychodzą metale, a w Bravo piszą, że to zespół reprezentuje Thrash.
Ale do rzeczy:
Nagle zobaczyłam go. Był nieziemsko przystojny. Brunet o ciemnych oczach i ciemnych włosach, na oko miał 15 lat i 175cm,
Waga 64 kilo, grupa krwi Rh+, PESEL 44051401995, tak na oko.

Choc było gorąco on ubrany był w długie czarne dżinsy i czarnom (czarnom? Czarnom?! CZARNOM??!!) koszule rozpietą na torsie....
Słusznie, przecież było gorąco.

Nagle jego wzrok powedrował na mnie i uśmiechnoł sie.
Wzrok się uśmiechnął, ale właściciel wzroku już nie.

Jego uśmiech był cudowny równy
W sensie, że pionowy? To by chyba znaczyło odrazę i zniesmaczenie, ale przecież można to interpretować na wiele sposobów.

snieznobiały jak wyjety z hollywodzkiego filmu.
Z ostatniej chwili; w hollywoodzkich filmach grają śnieżnobiałe zęby.

Niewiem co mną pokierowało
Hormony, słonko.

ale podeszłam do niego. Zagadnełam:
-Hey jestem Jess a ty??
Podziwiam bezpośredniość tej rezolutnej dziewczyny.

-eee hey Mietchel- zmiesznay podał mi ręke była starsznie zimna....
Zmieszany, czy może raczej zażenowany?

-wierzysz w anioły?-zapytał po chwili patrzenia w niebo
To świadek Jehowy! Kryć się!

-niewiem..chyba tak-nagle zadzwonił mój telefon
-sorrki musze spadac dziewczyny czekają mam nadziej że sie spotkamy
-tak spotkamy i to nie jeden raz....-powiedział tajemniczo
Ja bym po takich słowach wezwała policję.

usmiechnełam sie i poszłam kilak kroków odwróciłam głowe ale jego już nie było (…)
nagle uszłyszlam pisk, zrobiło mi sie ciemno przed oczami osunełam sie na ziemie ale ktos mnie złapał i delikatnie połozył w bezpiecznym miejscu po chwili mgła zeszła z moich oczu i znowu zobaczyłam go......
Stał nad nią rozeźlony Władca Kropek. Po tym zostanie ślad. Auć. *zasłania oczy*

stał nademna patrzył sie z niepokojem tymi czekoladowymi oczami.
Jego landrynkowe włosy zafalowały na wietrze. Pociągnął marcepanowym nosem i przegryzł lukrową wargę.

-Dobra to ja ide Dozobaczenia.
-Papa.........Czekaj!-podniosła głowe ale już go nie było...
Tajemniczy wybawiciel okazuje się jej ojcem! Prawdziwy twist plot!

Wstałam i poszłam dalej. Dziewczyny juz z niecierpliwościom czekały.
Nikt się nie zainteresował moim poplamionym ubraniem, ani bolocą głowa. Każda paplała o tym że się spóżnimy,,,,,
Dobrze, Przecinki! A teraz rozejść się i zająć miejsca w tym tfforze w których być powinniście! I łaskawie ustąpcie miejsca kropce, bo co to za pomysł, żebyście kończyły zdanie?

teraz nekało mnie mnóstwo pytań:"Jak to się stało że on tak szybko był przy mnie?"Jak to możliwe że ja taka nieśmiała zawsze podeszłam do obcego chłopaka i zagadałam?"Co znaczyły jego słowa dozobaczenia?"czemu jego oczy wydawały mi się znajome?" Zadręczona tymi i innymi pytaniami usnełam.....
Polecam sagę pani Meyer. W niej zawarte są odpowiedzi na wszystkie dręczące cię pytania.

2 rozdział
W nocy śniły mi sie koszmary. Jakiś wściekły pies, masakryczne zombi wampiry, wilkołaki, wszystko ze sobą walczyło i było dużo krwi.
Sen wyglądał mniej więcej
tak.

Obudziłam się zlana potem i nie mogłam juz zasnąc.
Ciągle myslałam o czarnym-tak go nazywałam.
Rasistka.

poszłam pobiegać. Po drodze zauważyłam duży plakat.
TANIEC DO KOŃCA WAKACJI NIC NIE PŁACISZ
HIP-HOP
JAZZ
BALET
SAMBA
RUMBA
I WIELE WIELE WIECEJ
TYLKO TERAZ TAKA OKAZJA
Pomyslałam co mi szkodzi pojde się zapisać.
Nie wiem gdzie ona mieszka, ale nie chciałabym żyć w miejscu, gdzie każą płacić za pozwolenie na taniec.

Na tańcach okazało sie że intruktorem bendzie czarny
Piętnastolatek instruktorem tańca? Nieźle.
Co za rasizm! Już nie można mieć innego koloru skóry! Szkoda, że do Belli z tłajlajtowej sagi nikt nie mówił BIAŁA

Przwitał nas mółwiąc że taniec to ciezka i wtrwała praca kto wie że nie da rady niech wyjdzie. Kilka osób sie poruszyło ale nikt nie wyszedl.
-musicie ćwiczyć lata, żeby było widać jakiekolwiek efekty. Ponadto uprawiać sporty, mieć dobrą kondycję, oglądać mistrzów w akcji i być odpowiedzialnym oraz konsekwentnym w tym co robicie. Jednakże, możecie tańczyć, żeby żyć i tańczyć, żeby żyć, a i tak was nie wezmą do „You Can Danc’a”, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Wcale nie chcę was zniechęcić.

-No dobrze-uśmiechnoł sie- Jestem Mitchel i bede prowadził zajęcia z hip-hopu. Najpierw rozgrzewka stańce w rozkroku......
Akcja przygarnij kropka ciągle trwa.

Wychodząc z szatni zauwazyłam go
Potknełam się o próg i o mało co nie zarylam twarza...nie zaryłam bo Mitchel mnie złapał
-ale jak? jak ty tu się tak szybko pojawiłeś przeciesz widziałam cie jak tam stałeś-pokazałam głową miejsce
-coś ty....musiałaś sie wtedy mocno walnąć w głowe...byłem tu niedaleko koło ciebie..-spojrzał mi w oczy
Ci którzy czytali/oglądali „Zmierzch” z pewnością nie wyczuwają aluzji.

Weszłam do domu pełna mieszanych uczuc.....zmęczenia, szcześcia, smutku, zaintrygowania....
Mieszane ma te uczucia, prawie jak Aperitif.

Wchodząc po schodach na górę. Mysłam o minionym dniu i o tych wszystkich dziwnych sytuacjach,
Umyłam się i odpaliłam komputer
przypaliłam lont i po chwili komputer wybuchł robiąc sporych rozmiarów dziurę w biurku i ścianie.

miałam dziwne uczucie że ktoś mnie obserwuje.
Wstałam i zasłonełam rolety....
Uczucie nadal nieopuszczało właczyłam radio dla pewności leciała fajna piosenka zaczełam tanczyć ale po chwili przerwałam żle się czułam nie wyłaczając radia zgasiłąm lampke i poszłam spać....
Zazdroszczę jej bogatego życia wewnętrznego.

Noc była długa i męcząca. Znowu śniły mi się koszmary. Zeszłam na dół na lodówce wisiała kartka:

„w środku masz naleśniki kocham mama”
Współczuję bohaterce upośledzonej matki, bo chyba tylko kogoś opóźnionego stać na napisanie czegoś podobnego.

Zadzwonię do Sary może ona bęndzie miała czas.
-hallo?
-hey tu Jess wybierasz się gdzieś? Może pójdziemy na zakupy?
-Okey wpadne po Ciebie za pól godziny
-Dobra no to narka
-Narka
Po chwili zadzwonił dzwonek. Wziełam torbe i wybiegłam na dwór. Sara już czekała.
Bo pół godziny to dosłownie chwilka. A ludzkie życie jest naparstkiem czasu w porównaniu z wiecznością…

-To gdzie idziemy
-Niewiem gdzieś gdzie spokojnie pogadamy.
-Mhm
Było ciemno jak wracałam, ale się nie bałam. Niewinem cos mną kierowało i wiedziałam że nie muszę się bać. Mysłam o rozmowie mojej i Sary. Może ona ma racje, że za bardzo się przejmuje. Już sama Niewinem…..
Bohaterka generalnie mało wie.

-Hey skarbie, może pójdziemy do mnie-zagadał mnie jakiś łysy na oko 19letni chłopak
Serce zaczęło mi bić mocniej…. przeszłam koło niego obojętnie
-Hej maleńka. Nie chcesz się zabawić??

Szłam dalej w głuchej otchłani ulicy
Współczuję tej Otchłani głuchoty.

słyszałąm tylko stukot moich obasów i jego kroki…przyspieszyłam
On też…… zaczełam biec……. Nagle przez
swoją nieuwagę i głupotę potknęłam się o jedną z kropek i wpieprzyłam na płot.

Nagle wpadłam na coś dużego zimnego i twardego podniosłam głowę do góry….. To mój wybawca..
Bodyguard zawsze na posterunku by wybawić swoją trÓ laff.

-Cześć Mitchel- powiedziałam drżącym głosem
-Siemka… czemu chodzisz nocą sama?
-Bo moja prywatna eskorta, świta, poczet sztandarowy, przyboczni i insze pucybuty są na płatnym urlopie.

-Właśnie wracam - obejrzałam się do tyłu mój oprawca stał i się patrzył na nas. Mitchel i łysy mierzyli się wzrokiem.
Po chwili Mitchel z powrotem wsunął miarkę do kieszeni i odszedł z opuszczoną głową, bo zabrakło mu dwudziestu trzech centymetrów i osiemnastu milimetrów by zawstydzić TurboDymoMena.

Nagle wielki się poruszył i poszedł w park.
A Harlock poszła w ciemny las. Byle dalej od tego blogaska.

Spojrzałam się na Mitchel`a Niewinem czy mi się wydawało ale w jego oczach ujrzałam płomienie
W wyniku czego białka oczne roztopiły się i wypłynęły z pustych już oczodołów na policzki.

-Choc odprowadzę cie. Może ci się coś złego stać.
Po drodze milczeliśmy. Dopiero pod domem się odezwał
-Jess nie błąkaj się wiecej nocą.. Wieczorem ta okolica jest niebezpieczna. Miałaś farta że byłem niedaleko.
- Tak dzięki. Niewiem jak to jest ale ty ciągle ratujesz mi Zycie.
Nie wiem, kim jest Zyta, ale najwyraźniej kimś bliskim bohaterce skoro dziękuje temu kolesiowi za jej uratowanie.

Weszłam do domu mama już czekała.
Za dawała mnóstwo pyta gdzie byłaś? Co robiłaś? Czemu tak późno?
Była zła ale i zmartwiona. Przemilczałam każde jej słowo.
No właśnie, co to jest? Przesłuchanie? Będzie się jeszcze tłumaczyć. Za kogo się ona w ogóle uważa? Za jej matkę?

Poszłam do siebie i bez mycia poszłam spać usnęłam od razu….
Na brudaska.

Znowu dreczyły mnie koszmary….ludzie pijący krew, okropne robaki, mnóstwo dziwnych stworów.
Za dużo thrillerów się na oglądała.

Te koszmary zaczeły mi się śnic odkąd spotkałam Mithcela może to czysty przypadek a może coś w tym jest?
A może zaczynam popadać w paranoję?

zaczełam przeglądać gazety, nci nowego w tym show biznesie.
Komercja, komercja i jeszcze raz komercja. Na Pudelku pewnie napisali o jakiś świeższych skandalach.


Głowa bołala mnie niemiłosiernie
Bo ból zazwyczaj jest miłosierny i życzliwy. Goździkowa to po prostu zgorzkniała, wstrętna sabotażystka która ma układy z firmami farmaceutycznymi!

wziełam 2 tabletki
Etopiryny, zapewne.

Zanim się obejrzałam była 10 to dziwne mama jeszcze nie wstła przeciesz powinna być w pracy. Poszłam do niej do pokoju, mama spała w najlepsze.
Bo obudzenie matki do pracy do już wyższa inżynieria.

Zadzwonił dzwonek. Poslzam otworzyc to Sara.
-HEY Jess okropna pogada mogę wejść?
-tak jasne wejdz.
-pomyślałam że skoro taka pogoda to obejrzymy jakis film?
-nom spoko przyda mi się trochę rozrywki. A co to za film?
-Jakaś komedia.
Po obejrzeniu filmu zauważyłam że Sara jest jakaś inna jakby hmyy…. Ładniejsza.
O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja,
jakże piękna!
Oczy twe jak gołębice.
Włosy twe jak stado kóz
falujące na górach Gileadu.
Zęby twe jak stado owiec strzyżonych,
gdy wychodzą z kąpieli:
każda z nich ma bliźniaczą,
nie brak żadnej.
Jak wstążeczka purpury wargi twe
i usta twe pełne wdzięku.
Jak okrawek granatu skroń twoja.
Szyja twoja jak wieża Dawida,
warownie zbudowana;
tysiąc tarcz na niej zawieszono,
wszystką broń walecznych.
Piersi twe jak dwoje koźląt,
bliźniąt gazeli,
co pasą się pośród lilii.
Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja,
i nie ma w tobie skazy. (...)

Że przytoczę fragment Pieśń nad Piesniami.

Przypominała troche Mitchela obydwoje nieziemsko piekni. Pasują do siebie Nie to co ja okropna brzydka…
O mein goth! Mary Sue z niską samooceną? To przecież gatunek zagrożony! Zwołać media!

-Ojej jak pózno muszę już iść
Spojrzałam na zegarek była 18.
Osiem godzin trwał ten film? Nawet na akademii filmowej puszczają krótsze seanse.

-no szybko czas zleciał
-masz jutro czas? Może wyskoczymy gdzieś
-jutro mam tance
-aaa spoko…dobra ja lece papa;*
-narka
*Wręcza aŁtorce prestiżową nagrodę Dialog roku 2010*

Gdy wyszła poszłam przejrzeć szafe. Naszło mnie jakieś lekkie natchnienie że to już jutro znów go zobazce.
Po przeczytaniu tego fragmentu nagle naszło mnie natchnienie na zaparzenie herbaty.

Rano obudziłam się pełna wigoru na dzisiejszy dzień, za oknem świeciło słoneczko. Szybko się umyła i ubrała, popędziłam tańce.

Byłam przed czasem. Mitchel już był. Usmiechełam się szeroko do niego ale on się odwrócił i poszedł do kantorku dla nauczycieli. Zostałam sama. Dziwnie się czułam.
Czyżby to było… odrzucenie? Doprawdy, na tym blogasku dzieją się dziwne rzeczy. Negacja w stosunku do Mary Sue- tego jeszcze nie było.

Może to porze nie spokojnom noc a może prze czarnego.
Dochodzę do wniosku, że ja też nie wiem o co chodzi w powyższym zdaniu.

Na zajeciach omijał mnie wzrokiem i nie chwalił jak to miał w zwyczaju potem szybko wyszedł i schował się w szatni męskiej. Czułam że dzieje się coś złego. Jego oczy wydawały się inne niż zawsze. Choć było pózno on nie odprowadził mnie.
Na nastepnych zajęciach nie pokazał się. Zastapiła go jakas lala.
Istny dramat. *zieeew*

Wydawalo mi się to coraz bardziej dziwniejsze.
Ten gFFiaDeG trzeba oznaczyć jako nowatorskie stopniowanie. Cos jest bardziej niż najbardziej. Jednocześnie.

Co się dziej z Mitchelem? Wziął sobie wolne.
Co się stanie po wakacjach? Zacznie się nowy rok szkolny.
Czemu jej mama ciągle spi?
Jest na kacu lub zapadła w śpiączkę afrykańską.
Na te i na wiele wiecje pytań odpowiedz w dalszej w następnym rozdziale.
A po kiego czorta czytać następny rozdział? Inteligentni ludzie drogą dedukcji sami mogą znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Wiem że notka troche nudna i żmudna ale nie mam weny.
W życiu się tak nie naziewałam.

Dziekuje za komentarze są naprawde pomocne….;)) Pozdrawiam wszystkich odwiedzających;**
Dziś jest Twój szczęśliwy dzień! Tyle komcióff ode mnie dostał twój tffór. xD

Idąc z Sarą do „naszej” kafejki rozmawiałyśmy o (…) ludziach którzy nam nie podpadli do gustu.
*czyta zdanie raz jeszcze i próbuje zrozumieć jak coś może nie podpaść komuś do gustu*
*rezygnuje z poszukiwaniu sensu w tym zdaniu*

Podchodząc do bufetu zauważyłam że my jednym z stolików siedzi Mitchel. Ominełam go bez spojrzenia. Usiadłyśmy i zaczęłyśmy jeść nagle do naszego stolika podszedł Mitchel.
-Jess możemy pogadać?
Spojrzałam na niego z pogardom
-Okey
Odeszlismy od mojego stolika i Mitch zaczął gadać
-Jesico wiem że wtdy zachowałem się głupio nieodzywając się do ciebie. Ale miałem ważne sprawy do załatwienia


-czy te ważne sprawy nie pozwoliły ci podejść do mnie na zajeciach?
-och Jess….to nie jest łatwe.
Istotnie. Podchodzenie do ludzi nie jest łatwe ani trochę. Zwłaszcza dla tych/ do tych upośledzonych.^^

-czuję jakbys cos przede mną ukrywał. Coś ważnego. Ale okey nie chcesz mówic to nie.
Okay, on jest równie tajemniczy jak pewien marmurowy komar, który ma w sobie tyle mroku co słoik pasty do butów.

Odeszłam wołając za sobą Sarę
-Już nie mam siły , albo mnie nie zauważa albo przeprasza coś jest nie tak….-zaczełam wyżalać się przyjaciółce
-Nie martw się. Znajdziesz kogos lepszego kogoś kto się tobą zaopiekuje tak jak powinien
-ale Sara ja nie chce kogos innego. Ja…..ja go kocham
Co ty nie powiesz...

W oczach Sary dało się ujrzeć przerażenie.
-Nie ty nie możesz go kochać…
-bo….?
-bo on na Cb nie zasługuje uwierz mi
Na Cb radio nie zasługuje?

-już sama Niewinem.
Wracająć do domu myślałam o nim, o słowach Sary. O co jej chodzi? Czy ona z nim chodzi? Czy co?

Noc pełna snów o nim o Sarze o jakieś dziwnej bitwie. Obudziłam się i pognałam do skzsoly.
Borze Liściasty, na tym blogasku nawet opisów porannych zabiegów kosmetycznych niema. Jest za to od cholery błędów językowych.

Wracając do domu napotkałam Mitchela.
-Jess Jess Jesica proszę wsyłuchaj mnie.
-Dobra ale szybko
-słuchaj ja się w tobie zakochałem
Nie ma nic romantyczniejszego niż uzewnętrznianie swoich uczuć na ulicy.

-taaaaaaak? Jasne jeśli się zakochałeś to czemu mnie unikasz??
-bo zostałem obdarzony przez szczodrobliwą aŁtorkę tego tfforu schizoidalną osobowością. Nie wiń mnie za to.

-dla twojego bezpieczeństwa
Ta jasne. Bo ją jeszcze zje. Chyba mam deja vu.

-a niby co złego mi możesz zrobic? Mitchel ja do Ciebie też cos czuje i chciałabym z Toba chodzić ale….ale ty zachowujesz się coraz dziwniej
-ja to robie dla twojego bezpieczeństwa uwierz mi. Sara ci pewnie mówiła żebyś się ze mną nie zadawała?
-eee tak a skąd ty to wiesz
-bo znam ją….to moja….. Siostra cioteczna.. Przykro mi ale nie możmy być razem Jess przepraszam kocham cie-szybko pocałował mnie w usta i odszedł
Perypetie miłosnej tej nastolatki są takie zajmujące… *zieeew*

Zamknełam oczy. Zaczełam płakać. To nic że stoje na środku ulicy.
To nic, że zaraz rozjedzie mnie jakiś tir.

Moje serce rozdzierał ból. Zaczoł padać deszcz postałam tak jeszcze chwile i poszam do domu.
Lubię kiedy pada deszcz, bo w deszczu niknie widzi mych łez. Co za bulshit.

Od razu poszlam do siebie nie przebrałam się nie umyła. Rzuciłam się na łózko i płakałam…. Nie wiem ile to trwało. W końcu zmęczona usnełam.
Niewinem co się ze mną działo. W mojej głowie roiło się mnóstwo pytań.
Pytania się roiły jak pszczoły w ulu.

Serce rozdzirał ból. Ale teraz byłam w wyśnionym swiecie w swiecie gdzie mi i Mitchowi nic nie przeszkadzało być razem…..
Jeżu, to jakaś psychodela.

Dziekuj za komcie miło wiedzieć że komus się podobają moje wypociny.
Mnie to przeraża.

sobota, 19 grudnia 2009

Córka swojego ojca czyli Hermiona Riddle

Cześć i czołem!
Dziś zaserwuję Wam, Drodzy Czytelnicy, odrobinę klasyki. No bo czymże jest analizatorium bez analizy blogaska o córce Voldemrota?
Blogasek był raczej krótki (nieco ponad cztery strony w Wordzie).
A teraz bez zbędnego przedłużania zapraszam do czytania.
Zanalizowała: Harlock

Nadszedł pierwszy września. Upragniony dzień pewnej dziewczyny o dlugich kasztanowych włosach.
Pamięć fanów Hermiony jest wielce zawodna, dlatego aŁtorka łaskawie przypomina im jak wygląda ich idolka.

Była godzina 8 rano, Hermiona otworzyła swje zaspane oczy i spojrzała na zegarek.
To dobrze, że otworzyła SWOJE oczy. Zapewne przy pomocy łomu.

"za dwie godziny zobacze przyjaciól" pomyślała i wstała. Podeszła do kufra gdzie miała już wszystkie swoje rzeczy spakowane.
Phi! Na co komu składnia? Olać ją! Psuje tylko efekt.

Wyciągneła czarną mini dotego pasek z ćwiekami i czarny top.Kiedy się ubrała
*facepalm*
Rozumiem, że w garderobach Marysiek Zuzanek mają prawo bytu jedynie spódniczki mini rurki i topy, ale na litość Jeża Iglastego i Boru Liściastego, że niby Hermiona tak się ubiera?

i wykonała wszystkie poranne czynności zabrała się za make-up i za włosy. Oczy podreśliła tylko czarną kredką i tuszem. Na usta położyła bezbarwny błyszczyk. Opis makijażu to zdaje się jedyny opis jaki można spotkać na blogaskach. Włosy rozprostowała i zostawiła rozpuszczone.
Przyprasowała włosy, wcisnęła się w miniówkę i zrobiła „letki” makijaż. Gdzie ona się wybiera? Do Hogwartu czy pod latarnię?

Zeszła na śniadanie i przywitała się z rodzinką.
Maryśki Zuśki zawsze odbywają rytuał schodzenia na śniadanie. Wiedziałam, że to nieśmiertelne zdanie "Mary Sue miała szesnaście lat i zeszła na śniadanie" nie wzieło się z nikąd.

Ordazu wypatrzyła swoich przyjaciół i pobiegła w ich storne.
-Harry, Ron!! Boże jak ja za wami tęskniłam!-powiedziała Hermi a chłopcy stali jak wryci. No tak Hermiona zmieniała się przez wakacje. Wydoroślała i zmieniła styl.
Co do jej dorosłości można polemizować, a jeśli chodzi o styl, to wygląda jak rasowa zdzira, czyli Mary Sue.

-eee... Przepraszam, ale czy my się znamy?-zapytał niepewnie Harry.
-proszę mnie zostawić- Harry odskoczył od tej dziwnej pani podającej się za jego przyjaciółkę jak oparzony- jestem za młody na seks! Jestem prawiczkiem!- krzyczał- a poza tym, nie mam pieniędzy.

Podróż mineła im na opowiadaniu sobie jak spędzili wakacje. Nawet nie zauważyli, że pociąg juz stoi na stacji.
Stoi na stacji bo jeszcze nie zdążył ruszyć.


Kiedy zorientowali się, że pociąg stoi szybko przebrali się w czarne szaty i wyszli z pociągu.
Musieli się przebierać w tempie ekspresowym, bo zazwyczaj jak pociąg staje pasażerowie wysiadają zeń natychmiast.

Hermiona teraz dopiero zorientowała się, że nie ma z nimi Ginny.
Dopiero teraz spostrzegła, że siedząca obok niej „Ginny” do której przez całą podróż mówiła to manekin oklejony makaronem. To dlatego nie odpowiadała.

-Ron a gdzie jest Ginny?
-Eee... Ona dojedzie później...-Odpowiedział zmieszany Ron
Hermiona zauważyła, jej rudy przyjaciel nie chce rozmawiać o swojej młodszej siostrze,wiec Hermiona nie drążyła tego tematu.
Czytelnik to idiota- nigdy by się nie domyślił, że Ron swoją wymijającą odpowiedzią naprawdę nie chce o czymś rozmawiać. *załamuje ręce*.

W ciszy doszli do pozostalych gryfonów i ruszyli do zamku. Po drodze dowiedzieli się, że do Horwartu ma dojść nowa osoba.
Powiem więcej! Ma dojść nie jedna nowa osoba, a cały nowy rocznik- pierwszy, w dodatku!

Po 15 minutach dotarli do Wielkiej Sali. Pierwszoroczni byli podekscytowani tym co zobaczyli. W końcu byli tu pierwszy raz.
To Hogwart nie ma dni otwartych?

Kiedy ceremiona przydziału się zakończyła bynajmniej taka nadzieje mieli wszyscy bo byli strasznie głodni
*wręcza Ałtorce prestiżową nagrodę Blogaska Roku za nowatorskie użycie „bynajmniej”*.

wstał dyrektor
-Moi drodzy! Chciałbym powiedzieć kilka ważnych spraw. Pierwsza to taka, że ceremonia przydzialu jeszcze nie dobiegła końca.
Bardzo niecierpliwych i bardzo głodnych mają uczniów w tym Hogwarcie. Albo przybył tłum nowych.

-Zapewne jak wszyscy wiecie ma dojść do nas nowa uczennica.
Tylko jedna? Hogwart naprawdę stał się wybredny co do wyboru nowych uczniów.

Proszę przywitajcie ją ciepło.- W tym momencie weszła dziewczyna o Blond włosach i szczupłej sylwetce.
A teraz zagadka z definicji Kołmogorowa: niebieskooka blondynka nową uczennicą- jakie to prawdopodobieństwo, że jest wredną, pustą Barbie?

Wszyscy chłopcy automatycznie skierowali na nią wzrok.
Dziewczyna podeszła do profesro McGonagall a ta włożyła jej tiare.
-Taaak... Trudy wybór... Nadajesz się do wszystkich domów... Jest odważna, dzielna, mężna, szczera i uczciwa- Gryffindor; pracowita, uczynna i sprawiedliwa- Hufflepuff; mądra i bystwa- Ravenclaw; ambitna, sprytna i czystej krwi- Slytherin. Jej zajebistość nie zna granic!Ale... właśnie jest to jedno ale... tak więc bez żadnych ogródek SLITERIN!!!!-wykrzykneła tiara.
Sliterin? A cóż to za swołocz?

Przy stole węża były głośne wiwaty, które dawali oczywiście panowie.
Panie natomiast zzieleniałe z zazdrości próbowały zabić nową wzrokiem.

-Ah zapomniałem nasza nowa uczennica nazywa się Monika Lais.
Już myślałam, że się nie doczekam.

Dobrze a teraz moi drodzy przyszła pora na następną osobe, która zmieni dom... Mianowicie jest to Hermiona Granger-nastała cisza.. Nikt się tego nie spodziewał a Hermiona siedziała jak wryta.
Tiara Przydziału pomyliła się ze pierwszym razem? Kiepsko stoją z selekcjonowaniem uczniów.

-Panno Granger zapraszam-powiedział z lekkim uśmiechem dyrektor. Hermiona powoli wstała i ruszyła w strone tiary. Kiedy tiara dotkneła jej głowy powiedziała
-Bardzo dziwne... Wcześniej tego nie było... czyżby płyneła w Tobie czysta krew?
No bo przecież szlamy słyną z tego, że ich krew nie zmieszała się z mugolską. *kiwa głową*

Tak płynie w twoich żyłach krew czysta.... i To najczystrza jaka może być.
Czyściutka; po prostu pierwszego stopnia! Raki Szlachetne można by w niej hodować!

Tak więc SLITERIN!!-
Od razu widać, że ałtoce znany jest cykl o Harrym Potterze jedynie z filmów.

po tych słowach tiary zapadło ponowne milczenie. Hermiona błagała by to był tylko sen. Lecz tak się nie stało...
Niestety, to wydarzenie nie stało się snem.

Chcąc nie chcąc skierowała się w strone domu węża.
Tak po prostu, w trakcie ceremonii, ostentacyjnie sobie wyszła. Foch. Definitywny foch.

-Pragnę jeszcze przypomnieć, że pierwszoroczni maja zakaz wchodzenia do zakzanego lasu. Pozostali mogą tam iść na grzybobranie w sezonie.

I w tym roku zaplanowaliśmy dla was kilka niespodzianek. No dobrze moi drodzy zajadajcie sie... a Hermiono po uczcie proszę byś przyszła do mojego gabitenu.
Gabiten? Albus znalazł sobie nową siedzibę?

Hasło jest takie samo jak rok temu:) SMaczego wszystkim:)- po tych słowach na stołach pojawiło się jedzenie... Hermiona nie miała ochoty jeść czekała tylko na koniec uczty by się wszystkiego dowiedzieć...
Przypominam, że jeszcze przed chwilą chcąc nie chcąc udała się do domu węża. Podziwiam konsekwentność aŁtorki.

Kiedy uczniowie już powoli opuszczali Wielką Sale tak samo zrobiła Hermiona. Ruszyła w stronę gabinetu dyrektora staneła przed gargulcem i wypowiedziała hasło
-pistacjowe czekoladki. -gargulec ruszył sie i pojawiły sie schody prowadzące do gabinetu dyrektora. Kiedy staneła przed drzwiami zapukała cicho i ułyszała "proszę" niepewnie nacisneła na klamke i weszła do środka. To co tamzobaczyła było dla niej wielkim szkokiem.
Co takiego dziwnego mogła zobaczyć? Dumbledora chłepczącego tanie wino/czytającego proroka codziennego/ aranżowanie nowych związków do pozyskiwania becikowego ?

Oh przepraszam raczej kogo tam zobaczyła....
Ałtorko, wierz mi, jest wiele innych rzeczy za które powinnaś przepraszać.

Hermiona zobaczyła tam Bellatrix, najwierniejszą śmierciorzerczynie czarnego pana.
-Witaj Hermiono-powiedział dyrektor-usiądź proszę. Zaraz ci wszystko wyjaśnimy.
Hermiona usiadła na krześle koło Bellatrix. Dalej nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieję się na prawdę.
-Tak więc moja droga jak widzisz płynie w Tobie czysta krew.-zaczoł dyrektor.-Ale dalej powie ci twoja. No właśnie Bellatrix powiedz jej.-Hermiona siedziała i milczała. Bała się tego co zaraz usłyszy.
-Widzisz Hermiono- zaczeła mówić spokojnie i z troską. (Bellatrix? Mówić z troską? Kanonie, czemu cię ma, kiedy jesteś potrzebny?) Hermiona bardzo się zdziwiła. Ja też.

-Jestem twoją Matką.
-Prezerwatywy działają tylko w 72 procentach. Mieliśmy pecha- Bellatrix wzruszyła ramionami.

dokończyłą zdanie Bella.
Bella? A skąd ona tam? I czy ona nie za młoda jest na bycie matką? Przepraszam, za dużo blogasków o Zmierzchu się naczytałam.

- Ty jesteś moją MATKĄ!!!! I MÓWISZ TO TAK SPOKOJNIE??? POWIEDZ MI KTO JEST MOIM ZACNYM TATUSIEN??-powiedziała Hermi cała wściekła.
We wściekłość była ubrana od stóp do głów. Z Caps Lockiem w dodatku.

-Spokojnie moje dziecko. ZAraz ci wszystko powiem tylko obiecaj mi, że nie będziesz mi przerywać dobrze?
-No dobra...-odpowiedziała Hermi z nutką sarkazmu.
Hermiona, jaka ona sarkastyczna i zjadliwa. *wciąga powietrze z sykiem*.

-Twoim ojcem jest Tom riddle.
Ja też uważam, że pisanie nazwisk wielką literą to głupota.

Oddaliśmy cię do tamtych mugoli byś była bezpieczna.
To by nawet miało sens. Wizja Hermiony jako córki dentystów nigdy nie była przekonywująca.

Zrobiliśmy to dla twojego dobra, bo bardzo Cię kochamy. Tak dobrze słyszysz Tom riddle kocha Ciebie i mnie...
Zwarzywszy, że próbował ją zabić.

Teraz kiedy masz 17 lat mogliśmy ci powiedzieć prawdę, bo jesteś już na tyle duża, że zdołąsz się obronić jak ktoś Cię zaatakuje.
Nie chronili jej, kiedy była malutkim, bezbronnym dzieckiem, a podrzucili do jakieś obcej rodzinki i nagle- tak z dnia na dzień oznajmiają, że jest ich córką? Takie kukułkowanie jest lepsze od internatu.

Mamy nadzieję, że na wybaczysz.-dokończyła Bellatriks z nadzieją, że Hermiona nie wybuchnie i nie zacznie krzyczeć.
Jednak po chwili Hermiona wybuchła. Eksplozja rozrzuciła jej wnętrzności po całym gabitenie.

- Aha... I tak po prostu mam wam wybaczyć? Tak po prostu żucić Ci się w ramiona i powiedzieć mamusiu wszystko będzie dobrze? Proszę cię to śmieszne... Jak narazie nie mam żadnych odczuć co do mojej nowej rodzinki a teraz sorry (Wtf?) Cię mama o ile nią jesteś ide spać bo jestem zmęczona.-odpowiedziałą opryskliwie Hermiona.
Oh mein goth. „Sorry cię mama”?! Hermiona z inteligentnej mowy przerzuca się na jakiś tani, bronxowy slang? =__=”

Wstała z krzesła i skierowała się w storne wyjścia z gabinetu je dyrektora.
-Dobrze kochanie. Nie oczekujemy tego odrazu od ciebie. Dobranoc córko. Dowidzenia dyrektorze.
A Dumbledore tak po prostu wypuści najwierniejszą śmierciożerczynię sam- wiesz- kogo. Zawarli rozejm? Voldemort porzucił swój plan zgromadzenia czarnej armii i pstanawia założyć rodzinę?

-po tych słowach biologiczna matka Hermiony znikneła w kominku.
*łapie się za guzik*

-Dowiedzenia panie dyrektorze.- powiedziała nasza bohaterka i wyszła z gabietu.
Gabiet, gibiten, gabinet, jeden koń.

Kierując się w stronę lochów gdzie obecnie było jej dormitorium wpadła na kogoś.
Ślizgonów wyeksmitowali do lochów?

- Przepraszam zamyśliłąm się. Nic Ci się nie stało?-zapytała
- Nie jestem cała a ty?- zapytała nieznajoma.
Nieznajoma. Brr… Prawie jak nieznajomy.
-Ja też. Hermiona Granger znaczy się Hermiona Riddle a ty?- zapytałą wyciągając ręke w stornę dziewczyny.
Hermiona po tatusiu. Nie ma to jak szpanować byciem córką tego- którego- imienia- niewolno- wypowiadać.

- Monika Lais, ale mówią na mnie Nika:) Miło mi:)
- Mi równierz. idziesz może do pokoju wspólnego?
-Tak:)
-Jestem czarodziejką tak zdolną, że potrafię mówić emotikonami.

Dziewczyny ruszyły przed siebie żywo rozmawiając o róznych pierdołach.
W wielu blogaskach ałtoreczki napisałyby, że rozmawiały o wielu rzeczach. Cieszy mnie, że tutaj rzecz została nazwana po imieniu.

Kiedy dotarły do pokoju wspólnego Nika wypowiedziałą hasło bo Hermi jeszcze go nie znała.
A ona, pierwszoroczna znała, bo przecież Albus na wstępie powiedział, że hasło będzie takie jakie było rok temu. Absurdalnie proste.

Weszły do środka a tam spotkały Dracona. Można było się domyśleć, że zaraz rozpocznie się walka miedzy Hermioną a Draconem
Hermiona zaatakowała pierwsza; wyciągnęła z kieszeni teleskopowy miecz świetlny i uroczyście ogłosiła: Dart Vader jest moim starym!

lecz tak się nie stało. Draco podszedł spokojnie do Hermiony i się zapytał.
-Czy zechcesz się może z nami podzielić dlaczego jesteś w domu węża?-zapytał bardzo spokojnie Draco co zazwyczaj u niego jest rzadkością. Hermionę zatkało bo myślała, że zaraz na nią naskoczy.
Gdy Hermi chwilę się zastanowiła i stwierdziła, że nie będzie dla niego miła skoro on jej przez tyle lat robił przykrość i nagle jest taki miły.
Hermiona= szczeniacka gówniara.

- A co cię to obchodzi?! Zmieniłam dom bo tak mi się podobało...
-pewnie niedługo mi się znudzi w Slytherinie, więc za miesiąc czy dwa przeniosę się do Ravenclaw, choć wśród puchonów pewnie też będę się czuła dobrze.

A teraz sorki, ale się spiesze. Nara-powiedziała Hermi i przeszła koło oniemiałego chłopaka
Też jestem oniemiała, podobnie jak kanon który sobie leży i kwiczy w kącie przebity tasakiem.

" Zawsze miała temperament. I to mnie w niej pociąga" pomyślał Draco
Wyzywanie kogoś od szlam największym dowodem na to, że uważa się kogoś za pociągającego.

W tym samym czasie Hermi i Nika siedziały w swoim dormitorium i plotkowały w najlepsze.
Nie żeby rozpakowały swoje rzeczy…

W pewnym momencie do ich okna zapukała mała szara sówka. Hermi podeszła i otworzyła okno a sowa wleciała i na podłogę upuściła list zaadresowany do niej.
Nie pewnie podeszła w miejsce gdzie wylądował list i podniosła go.
Co oni mają z tą niepewnością? Jak wystraszone króliki jakieś.

spojrzała się na Nike a jej wzrok mówił "otwórz" Hermi otworzyła list i przeczytała go
"Droga Hermiono!
Dziś poznasz swego ojca!
Masz być o godzinie 01.00 tuż przed
wejściem do Hogwartu.
Przyjdzie po ciebie twoja matka
i cie zabierze.
Pozdrawiam Albus Dumbledore
Pozdr. Twój A.D :***"

-Nie koniecznie.. bo moim ojcem jest Voldemort-po tych słowach Hermi się rozpłakała. Nika podeszła do niej i ją przytuliła.
-big girl don’t cry- zanuciła Nika.

-Laska jeśli myślisz, że sie odwróce od ciebie tylko i wyłacznie dlatego, że twoim ojcem jest Voldek (Nika tak określa czarnego pana xD dopis od aut.) Nie chce mi się wierzyć, że ta Nika tego- którego- imienia- strach- wymówić nazywa w sposób tak prymitywny. to się grubo mylisz. No głowa do góry:) Bo masz mało czasu gdyż jest 00.40.

Po tych słowach Hermi natychmiast się zerwała. Podeszła do szafy wyjęła z niej czarne rybaczki i długie trampki.
Opis stroju- jest. A już myślałam, że z tym opkiem jest coś nie tak…

Poszła do łazienki przebrała się i poprawiła makijaż.
Poprawienie makijażu odgrywa tu kluczową rolę. Bez przynajmniej trzy centymetrowej tapety przecież nie mogła iść na spotkanie z ojcem.

-Widzę, że moje dwie kobiety już są. Hermiona jak się cieszę, że w końcu możesz być z
nami.- W tym momencie Voldemort podszedł do Hermionu i ją przytulił.
W tym momencie kanon został dobity grabiami.

-Też się cieszę, że z wami jestem... Przemyślałam sobie wszystko i stwierdziłam, że nie mogę się na was gniewać bo przecierz zrobiliście to dla mojego dobra.
Podrzucili ją jakimś mugolom, bo było za późno na aborcję, a „szczęśliwi zakochani” nie chcieli pakować się w pieluchy. Rzeczywiście, dla jej dobra.

Ale Tato prosze Cie nie mowcie jeszcze nikomu z Hogwartu...
[upierdliwość mode on]Po pierwsze- Drops już o tym wie. Po drugie- sama się przedstawiła tej Monice pod nazwiskiem Riddle. Po trzecie- niby jak Voldemort miałby obwieścić wszystkim z Hogwartu, że jest ojcem Hermiony? Wpadłby do jadalni podczas śniadania z tekstem „jestem ojcem Hermiony, a ciebie, Harry- zabiję!!! Mwahahaha”? [upierdliwość mode off] Na razie chciałabym tam jeszcze żyć pod starym nazwiskiem... Jak bede gotowa to sama wszystko powiem dobrze?
-Ależ oczywiście kochanie. Pamiętaj, że cie kochamy z mama i zrobimy dla ciebie wszystko. A teraz wracaj do Hogwartu zobaczymy się na świeta.- Voldemort podszedł do swojej córki pocałował ją na pożegnanie i uściskał
poczym wyciągnął pluszowego, różowego misia ze swojej czerwonej torebki, wręczył go córce i puścił się galopem na swoim kucyponie w stronę zachodzącego słońca.

Pżegnała się z mama i skierowała się do lochów. Wypowiedziała hasło i weszła do środka. W pokoju było cicho bo wszyscy już spali. Skierowała się do swojego dormitorium i poszła spać
Oni w salonie/na korytarzu spali, że Hermiona dopiero szła do swojego dormitorium? Próbuję sobie to wyobrazić i przed oczami mam Time Square skąd prowadzą korytarze do jedno, góra dwu osobowych dormitoriów Marysiek.

Następnego dnia kiedy Hermiona się obudziła dochodziła godzina 7. Spojrzała na swoją współlokatorkę a ta spała w najlepsze. Hermi zgramoliła się z łóżka i poszła do łazienki doprowadzić się do ładu. Wzięła szybki prysznic i ubrała się zrobiła sobie makijaż i ogarnęła włosy.
Jak wiadomo, w sieci można trafić na różnych prostaków i nie wrażliwców. Łaskawa Ałtorka zapoznaje niedomyty plebs z zasadami higieny.

W tym Czasie Hermiona ogarnęła pokój w którym mieszkały.
Czym zasłużył sobie czas by pisać go z wielkiej litery to ja nie wiem.

Gdy dochodziła za 20 ósma dziewczyny skierowały się wstrone WS.
*facepalm*
Nie wiem, kto dał pozwolenie narratorowi na posługiwanie się grypserą w tym kontekście.

Oczywiście jak tylko weszły wszystkie oczy były skierowane na nie i słychać było tylko ciche szepty.
Gryfoni na widok Hermiony zapewne szptali „zdrajczyni” i „szczurzyca”.

Postanowiły się tym nie przejmować i udały się do stołu ślizgonów i zaczeły jeść śniadanie.
No bo po co pamiętać o starych przyjaciołach.

Oczywiście rozmowy nie ucichły tylko dalej szeptano o czymś i spoglądano w strone Hermi. Nasza bohaterka sie wkurzyła wstała i powiedziała
-O CO WAM WSZYSTKIM DO CHOLERY CHODZI??!! CZY CZŁOWIEK NIE MOŻE ZJEŚĆ NORMALNIE ŚNIADANIA BO CIĄGLE SŁYSZY JAKIEŚ SZEPTY WOKÓŁ??!! JAK MACIE COŚ DO MNIE TO POWIEDZCIE MI TO PROSTO W TWARZ A NIE SZEPCZECIE MIĘDZY SOBĄ!!!
Przecież normalnie w jadalni wszyscy uczniowie siedzą cicho jak mysz pod miotłą. Żadne nie waży się zakłócić posiłku jakimś rozmowami, a tutaj nagle wszyscy zaczynają szeptać. Każdego by to zdenerwowało. Ciągle słyszeć jakieś głosy… straszne.

Po tym wybuchu Hermi natychmiast opuściła wielką salę a za nią jej nowa przyjaciółka Nika.
Nika pobiegła za nią radośnie merdając ogonkiem.

Obie skierowały sie do Pokoju wspólnego wieły książki i udały się na Eliksiry.
…czyli na libację do Snape’a, mistrza eliksirów.

Ta lekcje jakoś przebolały. Następna była transmutacja potem runy wróżbiarstwo dwie godziny zielarstwa i ostatnie OPCM(obronna przed czarna magią jakby ktoś nie wiedział xD --->przy. Aut.).
Brak przecinków- jest, robienie z czytelników idiotów- jest. Czego chcieć więcej od Blogusia?

Nareszcie zadzwonił ostatni dzwonek i dzieczyny mogły udać się na błonia by porozmawiać.
-Wiesz co Hermi. Ostatnio zauważyłam, że taki jeden sie na mnie ciągle patrzy. Ale nie wiem kim on jest no bo nie znam tu nikogo prócz ciebie i innych ślizgonów.
-Hmmm... a jest teraz na błoniach?
-Tak to ten rudy co siedzi tam pod drzewem-wskazałą palcem Nika na Rona.
-AAA.... To Ron mój przyjaciel... Bynajmniej nim był a teraz nie wiem jak jest-Powiedziała Hermi i samotna łzajej spłyneła po policzku.
Czemu ona płacze, skoro sama odwróciła się od starego wojska?

-No prosze prosze kogo my tu mamy! Szlame i Nike.... No Kto by się spodziewał że Nika lubi towarzystwo szlam!!! Nie ładnie tak robić wiesz Nika?-Zapytał z drwiącym uśmieszkiem Draco
Draco próbował walczyć z narzuconą mu naturą chamskiego siedmiolatka, bezskutecznie jednak.

-A co cię to obchodzi z kim ja sie zadaję??!!!! I tak dla twojej świadomości Hermi nie jest szlamą!!! Wkrótce sam się o tym przekonasz ty ulizany podlizywaczu!!!
Ulizany podlizywacz. *prubujeniemiećskojarzeń*

Nim się zorientowały była już 19 czyli pora na kolację. Dziewczyny biegiem zeszły do WS i każda skierowała się w inną stronę.
-Ej Hermi gdzie idziesz??
-Muszę to wkońcu powiedzieć... zaraz do ciebie dołącze tylko powiem to co mam do powiedzenia ok?
-Ok!-odpowiedziała jej Nika i zabrała się za jedzenie. W tym czasie Hermi szła w stronę stołu dla nauczycieli. "Zrobię to! Powiem wszystkim prawde! wkońcu przestaną nazywać mnie szlamą!"
-Powiem temu plebsowi, że jestem córką samego Czarnego Pana. Zobaczą jaka jestem kul. Będzie szpan!- Hermiona zatarła łapki.

Z takimi myślami Hermi szłą w stronę dyrektora, który wstał bo domyślił się, że Hermiona che teraz wszystkim powiedzieć o swoim pochodzeniu.
Ałtorka obdarzyła bohaterów darem telepatii. Cóż za szczodrobliwość.

-Panie dyrektorze czy ja mogłabym coś ogłasić szkole??
-Ależ naturalnie że możesz:) Nawet wiem co:)-po tych słowach Dyrektor powiedział do reszty uczniów.
Dumbledore od tego ciagłego uśmiechania się powinien dostać rozciągu warg.

-Moi drodzy! Przerwijcie na chwilę jedzenie! Wasza koleżanka chce wam coś przekazać.
-Cześć Chciałam wam wszystkim wyjaśnić dlaczego zmieniłam dom! Bez owijania w bawełnę walę wam prosto z mostu NIE NAZYWAM SIE HERMIONA GRANGER TYLKO HERMIONA RIDDLE!!!! I JESTEM Z TEGO DUMNA!!Dziekuję wam za uwagę i życzę miłego wieczoru:)
Być dumną z tego, że ma się za ojca najgorszego czarodzieja świata? Trzeba być naprawdę niedowartościowanym, żeby mówic o tym tak otwarcie, no bo co kogo obchodzi, że jakaś tam Hermiona zmieniła dom…

Hermionie odrazu ulżyło ale czała wielka sala siedziała z otwartymi buziami i oczami jak pięciozłotówki. Hermiona cała zadowolona szła w kierunku wyjścia z sali gdyż tam czekała na nią Nika
-Brano kochana:) Jestem z ciebie dumna, że wkońcu się odważyłaś im to powiedzieć:) a właśnie zapomniałabym Voldziu chce cie widziec:) Po tych słowach dziewczyny udały sie do pokoju wspólnego i plotkowały o minach uczniów:) miały przy tym dużo śmiechu. Hermiona rzecz jasna nie zapomniała ze ma sie widziec z ojcem.
Widać moje plebskie pochodzenie nie pozwala mi zrozumieć tej głębi.

Kiedyś szlama a teraz córka najpotężniejszego czarodzieja...
Na potrzebę ficzka Ałtorka jej DNA zmieniła.

Monika jest nową uczennica Hogwartu. Jest na tym samy roku co Hermiona i reszta. Jest w domu węża. Nie lubi swojego imienia dlatego wszyscy mówią na nią nika...
Nika ma imię przypadkiem po swojej twórczyni…

Wbraniec, lecz czy tak narawde jest wybrańcem? Tego nikt nie wiem...
To zdanie jest niezłe. xD

czwartek, 3 grudnia 2009

Adwent Children w krzywym zwierciadle

Drodzy Czytelnicy!
Niestety blogasek o twilighcie inaczej prawdopodobnie został usunięty lub istnieje pod innym adresem. Tak czy inaczej drugiej części przygód Belii i przyjaciół® nie będzie.
Zaprezentuję za to blogasek poświęcony słynnej serii gier Final Fantasy. Poznacie szesnastoletnią wariatkę w okresie dojrzewania dokonują mordu na misiach, podobnie jak Ałtorka na semantyce języka polskiego. Jak łatwo się domyśleć urocza psycholka to rasowa Mary Sue. Jednak niech Was nie zrazi ten mankament, ponieważ jak wiadomo- gdzie pada hasło Advent Children nie może zabraknąć nadobnego Clouda, który w drugiej połowie ficzka ujawni swój mrohny sekret, a mianowicie, fakt że nie nauczył się jeszcze jeździć rowerem bez bocznych kółek. Dowiecie się też, że dwaieścia lat to późna starość więc z góry ostzregam czytelników powyżej szesnastego roku życia.
A teraz bonus dla fanów Disneya- gościnnie wystąpi Goofy wprost z Kingdom Hearts.
Epicka, groteskowa i trochę zwariowana historyjka. Fanfic analizowałam z wielką przyjemnością.
Blogasek egzystuje (jak na razie) pod adresem- http://ostatnia-fantazja.blog.onet.pl/
Zanalizowa: Harlock.
Miłej lektury!

Warn: Ta analiza jest niezmiernie długa i jej czytanie może spowodować liczne szkody, jak strata czasu, ból palców, możliwość zepsucia się myszki, klawiatury i przypalenia drugiego dania. Upewnij się, Drogi Czytelniku czy jesteś na siłach lub poczytaj sobie coś krótszego.

Pomyślcie jak niezliczone są drogi ludzkie, jak wszechstronny jest umysł, umysł który to wszystko stworzył.
Ałtoreczkowe aforyzmy- 2.99/szt. Tylko na e-bayu.

Wszystkie te wspomnienia, fantazje, marzenia. ja nie posiadam marzeń.
Zaprzeczenie samemu sobie jest jedną z kilku pierwszych oznak zaburzeń psychicznych. Polecam specjalistę.

Oddałabym wszystko za chdźby najmniejszą ich garstkę.
Zacytuję Stephenie Mayer, trÓ Emo girl- „każda dziewczyna ma prawo do marzeń”.
A tak w ogóle to co to ma być? Fanfick czy telefon zwierzeń?

Dobrze koniec tych rozmyśleń,
O tak, poproszę byś przestała rozmyśleć. Natomiast gdybyś miała wolną chwilę (od użalania się sobą, na przykład) mogłabyś zacząć rozmyślać. Nad swą bierną egzystencją, na przykład.

przejdźmy do realnego życia, życia w którym najbliższą mi osobą jestem ja sama.
Zaśpiewaj o tym.


Nie znałam swoich rodziców, nie miałam nikogo bliskiego. Oprucz *wali się po głowie słownikiem* niej, ona jedyna mnie akceptowała.

Czyli kto? Personifikacji jej własnego, przerośniętego do granic możliwości ego?

Lecz ona oddała za mnie życie.
„I hale myself. I wanna to die” płakała zanim zrzuciła na siebie fortepian i kowadło.
Skutki uboczne obcowania z Mary Sue.

A miała na imię Arashi, była zawsze radosna i uśmiechnięta.
Ale przez moją głupotę straciła wszystko, nawet życie.
Nie bądźmy sceptyczni. Przynajmniej jest świadoma swojej głupoty.

Pojawiłam się, ale to co ujrzałam było okropne.
Ona leżała w kałuży krwi, a na jej ciele liczne rany tańczyły walca wiedeńskiego.

Uczulam Was, drodzy Czytelnicy; na blogaskach grasuje chochlik, który zżera kropki tam gdzie powinny się znaleźć (o dziwo wielokropki mu nie smakują), przecinki, a także pojedyncze literki. Jak widać ostatnio najbardziej smakują mu całe wyrazy.

Pomimo to, wybaczyła mi. To były jej ostatnie słowa.
Epic się wylewa… *zieeew*

Za to ja sobie nigdy tego nie wybaczę...
Zezwalam ci, o skrzywdzona przez los dziewczynko, na użycie przedmiotów szkodliwych dla ciągłości skóry.

Ale nie ma co rozdrapywać dawnych ran, nawet tych najgłębszych, tych które zostaną do konca życia.
Ten jakże filozoficzny wywód miał wzbudzić w czytelniku:

a)litość
b)mdłości
c)zniesmaczenie
d)wszystko naraz

Szłam przez las, było ciemno, prawie nic nie widziałam, ale co miałam zrobić, szłam dalej.
Sama nie wiem… może zapalić latarkę? Albo nie łazić po lesie w nocy.

Nagle coś świsneło mi tuż obok ucha.
Pewnie przedszkole Kadjego nażarło się materii i chce się wyszaleć.


Odwróciłam się i zobaczyłam młogego chłopaka w świetle księżyca.
Mhroczna Mary Sue szła przez ciemny mhroczny las, of kors. Natomiast młody chłopak stał w świetle księżyca. Gdzie tu jest sens? Cóż, widocznie wszystko co jasne tonęło w smogach dymu wydzielanych przez mhroczność naszej śmutnej Maryśki.

Miał on srebrne włosy do ramion, oraz ciemny strój. Ahh… ten Sephiroth i jego „elofajny” styl.
Kpiący uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Przyczepił się jak rzep.

Po chwili oczekiwania (na co?) obok niego pojawiło sie 2 innych mężczyzn.
Jeden identyczny jak on, tylko miał długie włosy, a drógi (drógi? drÓgi?! DRÓGI?!) miał krótkie włosy oraz był bardziej wysportowany. Widać było że był starszy. Chyba.
Ten pierwszy to zapewne Cid Highwind, a drugi, ciemnowłosy- Barret Wallace. xD

Długo-włosy chłopak wyciągnął broń i wycelował we mnie. Kula leciała prosto we mnie,
Wycelował wprost w nią, więc kula leciała prosto W NIĄ. No chyba proste, nie?
*łudzi się, że wystrzeli celnie*.

lecz ja zrobiłam unik (Kurde! A już miałam nadzieję…). W tej samej chwili za mną pojawił się krótko-włosy facet. I poczułam tylko jak ogromna ilość elektryczności przepływa prze moje ciało.
Potraktował ją defibrylatorem. Nieźle. xD

Upadłam na ziemię. Nie pamiętam co się dalej działo, wiem tylko że słyszałam warkot silnika jakiegoś pojazdu i że ktoś brał mnie na ręce.
Nie pamiętała, lecz wiedziała. Chochlik jej powiedział.

Ocknełam się, światło raziło mnie w oczy. Usiadłam i zobaczyłam że jestem w jakimś pomieszczeniu, lecz było tam pełno pięknych kwiatów.
Rzeczywiście było to niezwykłe zjawisko. Zazwyczaj w pomieszczeniach nie mają prawa znajdować się piękne kwiaty. Jest to ósme blogaskowe prawo ustanowione przez ogrodników podpisujących Traktat Lizboński.

Zdawało mi sie że ktoś tam mieszka, ponieważ było tam pełno bandarzy oraz innych różnych rzeczy.
Bandaży, hm… prawdopodobnie był to dr. House, względnie Rock Lee.

Moje ciało strasznie piekło, dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem cała w bandażach.
Usłyszałam czyiś głos:
-Jak sie czujesz?
-właściwie to czuje się świetnie. Chyba nie mam żadnych poważniejszych ran, więc… daj mi żyletkę!

[Od Ałtorki]
Ja wiem notka krótka i beznadziejna
Harlock jest rada, że jesteś tego świadoma.

ale nie miałam pomysłu na pierwszy rozdzialik.
Jeśli nie ma się inwencji twórczej to po kiego grzyba było pisać?! Chociaż ałtor tej parodii też nie miał inwencjii twórczej, ale mu wyszło. xD

Głos ten należał do młodego blądyna. Podszedł do mnie i przykucnął tuż nad matą
na której leżałam.
Przykucnął nad? Widać lekcje lewitacji naprawdę się opłacają.

-Kim jesteś?
Spytałam
-Nazywam się Cloud.

-i jestem twym przyszłym trÓ loff. Osobiście nie podoba mi się ten pomysł. Prawie cię nie znam, a Ałtorka tego nieszczęsnego ficzka chciała być oryginalna i nie napisała o mnie i o Tifie. Zamiast tego stworzyła ciebie, jej klona. Lol.
Swoją drogą, naprawdę kocham Tifę i nie jest to żaden fanowski wymysł, ale na potrzebę tegoż blogaska musiałem ją pożucić, rozumiesz, prawda? Wiesz, zawsze możemy pójść na kompromis; zróbmy trójkącik.

Po tych słowach powiedział mi bym dała mu ręku, bo musi zmiwnic bandaż z okładem.
Zmiwnić? Chyba musze raz jeszcze przeszkolić się w pierwszej pomocy.

-Co to za miejsce?
Spytałam ponownie.
-Mieszkam tu...
Odpowiedział.
Tym cudownym akcentem dowiedzieliśmy się, że Cloud jest Rockiem Lee incognito. xD

-Pięknie...
Dodałam szeptem.
Ałtorka jest uboga w poradnik „jak tworzyć poprawnie dialogi”. Zdarza się.

Było to miejsce naprawdę piękne

Powtórzenie goni powtórzenie niczym Spóźniony Zając goni czas patrząc na sekundnik.

stary kościół, który nie miał dachu, zięki czemu (piździł wiatr i było zimno) gwieździste niebo było jeszcze bardziej urokliwe.
Zapamiętajcie, Drodzy Czytelnicy; by docenić urokliwość nocnego nieba należy znaleźć się w pomieszczeniu bez dachu.

Dookoła rosły białe i żółte kwiaty, oraz ten cudowny zapach...
Cudowny zapach ( z sadzonek) rósł wraz z kwiatami. Takie rzcezy tylko na merlinie. xD

chwilę potem chłopak wstał i poszedł w kierunku jakiegoś pudła.
a ja spojrzałam na moją ręke i ujrzałam na niej liczne rany po opażeniach.
Lekja nr. 17
-kiedy należy używać wielkich liter?- zapytała nauczycielka z nadzieją, że chociaż jeden uczeń będzie znał regułkę.
-litery muszą być duże, kiedy ktoś niedowidzi- odpowiedziała chórem klasa pierwsza „b”.

Cloud wyciągnął materię i szedł w moim kierunku. Znowu kucnął obok mnie i już chciał jej użyć, gdy nagle świecić jasnym blaskiem. A Kali ukraść krowa.

Chochliki zżerają wyrazy jeden po drugim.

Zamknełam oczy, ponieważ ten blask był nie do zniesienia.
Mhroczna Marysia ma widać bardzo wrażliwe oczka.

Strasznie piekła mnie ręka na której miałam ranę.
Pisałaś o tym, pisałaś. Naprawdę. Wrrrr

gdy światło przygasło popatrzyłam na zdziwionego chłopaka, po czym zerknełam na moje ramię na którym nie było sladu jakiej kolwiek rany.
W tym zdanku chyba użyto o dwa razy za dużo spacji.

-Co to było....?
Zapytał niebiekooki.
Niebiekooki? To jakaś nowa odmiana koksu?

-Niewiem....
odpowiedziałam cicho, odzyskałam panowanie nad swoim ciałem. Próbowałam wstać, lecz po chwili upadłam z wycienczenia. Czym ona się tak wycieńczyła?
Powiedział mi że musze odpoczywać.
Bystrzak z niego. *ucieka przed dywanowym nalotem fanek Clouda*

Przykrył mnie kocem, ponieważ było zimno i poszedł gdzieś.
Ja byłam strasznie zmęczona więc po chwili zasnełam.
Gdyby nie to jakże pomocne „ja” na początku zdania nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to TY byłaś strasznie zmęczona. =_=’

Rozglądałam się dookoła szukając swojej broni.

Niestety nie przyszło jej do głowy, by użyć owej broni w walce z tajemniczym srebrnowłosym. Auć.

HA!!!
Znalazłam, lezała w koncie

W koncie? Może na lokacie, albo jendak w kącie, co?

Wziełam swoje kochane sztyleciki i poszłam sobie potrenować na pobliską polanę.
Reasumując; bohaterka była Bóg wie gdzie, bóg wie z kim, a ona najzwyczajniej w świecie poszła na jakąś łąkę?! To się kupy nie trzyma. I gdzie u licha był ten kościół? Na jakieś pedalskiej łączce?

Skakałam se, łamałam se drzewa, chwytała się lian swymi zręcznymi łapkami przeskakując z jednej na drugą niczym szympans, rzucając od czasu do czasu bertoskim „uga-buga” waląc się przy tym pięściami w pierś. Tym oto sposobem dowiedzieliśmy się, że Tarzan był dziewczynką.

aż tu nagle ręka mi sie zaklinowała w szczelinie pod skałą.
-HALO!!!JEST TU KTOŚ!!!??? W szczelinie?

Krzyczałam na całe gardło, lecz nikt mi nie odpowiadał.
Eh....życie jest ciężkie. Więc podniosłam swoją broń i z całej siły cisnełam nia w skałę.
A jak myślicie co ona na to.? Pewnie się strasznie oburzyła, że ktoś nią ciska o skałę. To jest sztyletami.
Nic, zupełnie nic, ale cicho...Ha!! Nawet nie zaprotestowały.

Skała pękła na pół.
Sztylety rozbiły skałę…

Jestem boska!
Przecież jesteś Marysią Zuzanną. To zobowiązuje.

Założę się że wy byście tak nie potrafili.
Ależ oczywiście, że nie. Nie jesteśmy dość zajebiści i rozumni by tobie dorównać. Mówiłam, rasowa Mary Sue.

Ehm...jak mówiłam, byłam juz troche zmęczona więc poszłam sprawdzić, czy chłopak już wrócił.
Kiedy mówiłaś? Coś mi umknęło?

Gdy dotarłam, zauważyłam że coś leży w kwiatach.
Był to chochlik z pękatym brzuszkiem. Bo najadł się przecinków i literek. Bo jest hardkorem.

-O, nie.... Był to Goofy we własnej osobie. Przylazł aż z Kingdom Hearts w odwiedziny do swego ulubionego przyjaciela. Po drodze jego uwadze nie umknęły spirytualia. Goof się zalał. ;)
zacłam biec w tym kierunku. A tam lezał Cloud , trzynał się za ramię.
Lecz był niepzytomny.

-No dobre, i co teraz.?
Nowatorskie zastosowanie przecinka przed „i” oraz kropka i pytajnik jednocześnie. Ałtorka eksperymentuje ze znakami interpunkcji. Jak na razie zaprowadziły ją do… analizatornium.

Powiedziałam w myślach. Przyciągnełam go jakoś na matę i okryłam kocem.
Wiecie ja czasami lubię se pogadac sama do siebie.
Oczywiście, pogodoć se sama ze sobą można. Ano po tym z motyką wrócić na pole ziemniorów i odrabiać pańszczyznę.

Wyruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś ręcznika i wody.
Epicka wyprawa do świętego nigdzie.

Hahaha....znalazłam
Mawahahahahah *kaszl* *kaszl* To jest tak śmieszne jak ta nieszczęsna parodia na FF klik.

zrobiłam okład i położyłam mu go na czoło. Znalazłam podłogową szmatę i zamoczyłam ją w wiadrze z szarawą i pienistą wodą.

wziełam mojego skarbeńka (nie, nie Cloud'a, mówię o sztyleciku)
*próbujeniemiećskojarzeń*

rozciełam mu rękaw. O kurcze....co to jest?
Delikatnie dotchnełam ''rany'' a ta zaczeła momentalnie znikać. Szybko zabrałam ręke.
No przecież, że zabrała. Mogła go przypadkiem uleczyć, a tego byśmy nie chcieli, prawda? Iks de.

o...ja mam pomysł na własny biznes:
Magister yoshike Daishi
Godziny przyjęć 19.00.-19.30.
zajmuje się cudotwórstwem oraz wprowadzaniem ludzi w paranoje.
Chyba jestem jej pierwszą pacjentką. Choć na razie jestem (jeszcze) daleko od paranoi…

Dobry Boże i Służbo Zdrowia, uchrońcie nas przed szesnastoletnimi lekarzami.

Ale jakby się zastanowić to lepiej usunąć 5 ostatnich słów.
Zarówno sporządzanie biznes planu jak i marketing nie są Twoją dobrą stroną, Marysiu.

A....!!!To się rusza!!!
Clam down. To tylko tańczący mapets.

A, nie to tylko Cloud sie ocknął.No więc. Zapytał:
-Co robisz.
-bawię się w seksowną siostrę pielęgniarkę- wymruczała zalotnie- czy chciałbyś bym… ekhm…

Zapominam, że mogą to czytać dzieci.

-Bawię się w doktora, nie widać. Będę sobie dorabiać na „Ostrym Dyżurze” jako Susan Lewis.

-Bardzo smieszne.
Odpowiedział łapiąc się za ramię.
-co się stało?
Spytał.
-No więc....zacznijmy od tego...
I opowiedziałam mu całą historię. Dowiedziałam się również że jego spotkał podobny los do mojego.
Podobny los? W sensie, że on też ma traumatyczną przeszłość, czy że podobnie jak ona uwiązł w skale i jest przyrodnim bratem Mougliego z Księgi Dżungli?

-A ty wiesz co? Przypomniałam sobie, że jak byłam mała to strasznie lubiałam się bawić w lekarza, zawsze odrywałam głowy misiom i potem przywiązywałam je bandażami.
A on na to takie oczy O.O A ja na to takie O.O zwłaszcza na to bluźniercze „lubiałam”.
-Żartuję.
powiedziałam szczerząc się.
-To dobrze -odparł po czym dyskretnie wybrał numer do szpitala psychiatrycznego.

-Widziałem jak trenujesz.
Dodał po chwili.
-CO!?
Zerwałam się z miejsca i zaczełam nerwowo wymachiwac rękoma i darłam się:
-Ja się tam produkowałam( bez skojarzeń)
Czy tylko ja nie potrafię się doszukać dwuznaczności w „produkować się”? Co innego gdyby był to Cloud… *blush*

a ty być machnął raz mieczem i ciach!!!
Ja pawian być jak gwiazda tu lśnić.

O puściłam ręce, wziełam głęboki wedech i powiedziałam:
Jam łasica!

-Przepraszam.. okres wieku dojrzewania, jestem nerwowa.
Maryśka sterowana hormonami jest niebezpieczniejsza niż ćpun po końskiej dawce w arsenale broni chemicznej. Strzeszcie się.

-Ile ty masz wogóle lat.?
Zapytał
-Nie pyta się kobiety o wiek!!!
Dziecko, tak mówią tylko pudernice mocno po czterdziestce.

Spojrzał na mnie groźnie.
-No dobra, mam 16 lat.
-A ty ile masz?
Zapytałam z bananem na twarzy. Banan na twarzy, mandarynki zamist oczu. Baaaazzzz.
Radujmy się, albowiem Ałtorka potrudziła się o opis, a nie wstawiła emotikony.

-Mam 20 lat.
-U....a miałam nadzieję.
-Słucham mówiłaś coś.?
Spytał.
-Nie nic...
O jezu jakby to usłyszał, to ho ho...
Nie chcę kwestionować wiary Ałtorki, ale Jezus, jakby nie było to imię, więc wypadałoby napisać je dużą literą.
I czego Jezus miał nibiby nie usłyszeć?

Zobaczyłam że juz świta, a ja byłam taka zmęczona.
-Połuż się, musisz odpocząć.
Cloud- bystry jak woda w spłukiwanym kiblu.

Powiedział po czym wstał i poszedł sobie.
Pewnie poszedł sprawdzić czy nie ma białego kaftana z długimi rękawami na zapleczu.

-I znowy sama...
Znowy- od dziś mój idol.

Opadłam na mate i zasnełam.
Amen.

Obudziłam się, słońce było wysoko na niebie, nie jestem pewna ale jest chyba gdzieś około 14.00.
Ku mojemu zdziwieniu Cloud siedział na jednej z ławek i patrzył w niebo.
Niebu nie spodobało się, że ktoś się na nie bezczelnie gapi więc wzięło nogi za pas i spierdoliło do nieco ambitniejszych dzieł.

Po cichu podeszłam do niego i zapytałam:
-Moge się przyłączyć?
-Jasne....
Odpowiedział zamyślony.
-Jak się czujesz?
Spytałam.
-Dobrze.
-Coś małomówny jesteś. Brawo, Sherlocku!
Jako przyszła pielęgniarka musiała spytać swego nieszczęsnego pacjenta o stan zdrowia.

Najwyraźniej zignorował moje słowa, ponieważ nie odpowiedział.
Próbuje się utrzymać w roli królika Milczka.

-Ta blizna...na twoim ramieniu....co to jest?
-To Geostigma.
Odpowiedział bez przejęcia.
Siedzielismy chwile w ciszy aż w końcu nie wytrzymałam i spytałam:
-Dlaczego mieszkasz sam, nie masz przyjaciół?
Bezpośredniość bohaterki nasuwa na myśl wścibską pięciolatkę.

-Mam...
-Więc?
-Ponieważ wole być sam.
Cloud też nie grzeszy obyczajnością.

Szczerze mówiąc zabolały mnie te słowa.
Yay! Zrozumiała subtelną aluzję. Może sobie wreszcie pójdzie i przestanie się ludziom na głowę zwalać.

Odpowiedź ta mi wystarczyła, wstałam, otrzepałam spodenki i już chciałam iść gdy na chwilę się zatrzymałam i powiedziałam:
-Dziękuje....ale wracając do tedo co powiedziałes wcześniej, nie możesz się do końca życia obwiniać o to, że popełniłeś w w nim błąd, każdy to robi nawet ja (nawet zajebista Mary Sue). Ale w końcu trzeba sobie wybaczyć.
Kolejna epicka scena, w której to Marysia poucza innych jak mają żyć. Tylko jak to czytam… czy czasem Tifa nie mówiła coś podobnego? Cóż, widocznie wzorowała się na bohaterce ów ficzka.

Po tych słowach podniosłam z ziemi swoje sztylety i poszłam.
Szłam w kierunku wielkich, pięknie rzeźbionych drzwi.
Bardzo p o w o l n y m krokiem rzucając przez ramię powłóczyste spojrzenie, a wszystko po to, by Cloud…

nawet nie wiem kiedy tuż za mną pojawił się Cloud.
Rotfl.

Złapał mnie za ręke i powiedział:
-Proszę, nie odchodź. Nie wiem czemu, ale brakuje mi bliskich osób, lecz odtrącam je w obawie...
-po cholerę mi pakować się w takie bagno jak relationship. Przyjaciel- parsknął- zawsze chętny do pomocy, ciągle do ciebie przychodzi, nawet jak próbuje się go odrzucić (choćby odrzutem strzelby) to i tak będzie pokazywać jak bardzo cię "lubi". Potem okazuje się gejem lub sekciarzem- gdy spostrzegł, że jego nowa koleżanka patrzy na niego jakoś tak dziwnie dodał pospiesznie- wcale nie opieram tego na własnych doświadczeniach.

I tu się na chwilę zaciął.
Jak na trÓ emo przystało.


-W obawie o to że je stracę...
Dokończyłam.
Epickich scen ciąg dalszy… *rzyga od swądu wazeliny*


Powoli zaczeły cieknąć z moich oczu. Popłakałam się, blądyn mnie przytulił. (Hehe... Ty szczwana lisico, ty. )

Musiało to śmiesznie wyglądać, bo on jest odemnie wyższy o jakieś 1,5 głowy.
Gdy przestałam płakać, odchyliłam się lekko do tyłu i spojrzałam w jego błękitne oczy i wtedy ( ja wiem, wy byście chcieli teraz buzi buzi. Ale nie! Przynajmniej narazie ;-))
Awww… już prawie było! Już prawie było ~sepuuuu! SEPUUU!!!111!11

I wtedy powiedział że musi mnie komuś przedstawić.
-Yoshike- zaczął oficjalnym tonem- przedstawiam ci Goofiego. Wiesz, to ten słynny brat pedobeara.


Zaczął biec, a mnie ciągnął za ręke. Jezu jakiego on ma speda.
Speda…? Ee... Nevermind.

Ale ja się nie dziwię, wiecie jakie on ma dłuuugie nogi.
Długie jakby wyciągniete na średniowiecznym kole tortur.

Takie długie i chude. HEH....
Chude jak u jeńca wojennego.

''Dobiegliśmy'' do jakiegoś pojazdu, chyba motoru.
W rzeczywistości ów pojazd motorem nie był, a sześcio przerzutkowym składakiem.

Ale strasznie wielkiego, jak dla mnie to by się tam zmieściło z siedem osób. No ale jak się ma takie długie nogi to spoko.
To on miał nogi czy szczudła?

Wsiadłam na motor, i złapałam się go jak najmocniej ( nie, nie motoru. Cloud'a)
Wygląda na to, że Ałtorka chce odebrać robotę analizatorom.

I jechaliśmy tak z 15 minut. Jejku, ale odludzie.
Dobra, zśiedliśmy z motorka i szliśmy ( a z kąd mam wiedzieć gdzie!)
Pewnie telefon mu się zepsuł i musiał się pofatygować osobiście z dostarczeniem psychicznej Marysi do czubków.
Różowe misie i pluszowe pumy
Wszystko wokoło wszystko jest z gumy
Nie pozwolą dotknąć niczego ostrego
Mógłbyś sobie zrobić kolego coś złego
Szpital psychiatryczny
Szpital dla innych
Szpital dla czubów
Szpital dla dziwnych
Zagorzali wielbiciele czerwonego misia
Robią wielki burdel gdy panuje cisza
Pod dwunastką Jasiu penisa se pieści
I zaczyna krzyczeć, że w dziurce go nie mieści


Doszliśmy do jakiegoś budynku, a na szyldzie pisało ''Bar'' i ''Siódme niebo''
Droga Bohaterko, była to przydrożna knajpa dla tirowców o jakże swojskiej nazwie „siódme niebo”.

-Kusząca nazwa... Aż chciało by się ją zjeść.
Powiedziałam cicho.

Weszliśmy do baru, było tam pare osób.
Siedzieli przy stolikach.
Poniektórzy zagwizdali na widok Clouda. Inni zmarszczyli z obrzydzeniem nos na widok Mary Sue i wrócili do sączenia taniego wina z kartonu.

A za barkiem stała jakaś młoda dziewczyna.
Tzn. młoda, napewno starsza odemnie.
Starsza niż szesnastoletnia siksa. Starucha...

Cloud wolnym krokiem wszedł do baru, a ja za nim.
Złapałam się kawałka jego bluzy.
Reszta bluzy wolała pozostać na Cloudzie.

Ci wszyscy mężczyźni w barze, gapili się na mnie takim napalonym spojrzeniem.
Patrz dwa akapit wyżej.

-Nawet nie myśl mnie tu zostawić samej...
Powiedziałam do chłopaka.
Cloud zrobił niewinną minę.
-przez myśl mi to nie przeszło- sarknął- jakbyś chciała sobie czasem dorobić… Ci panowie to holenderski kabaret. Niestety nie znaleźli w pobliżu żadnego domu publicznego… Wiesz oni są bardzo napaleni więc rzucają się na wszystko co ma pupę- znów napotkał jej zdziwione spojrzenie- ja się tu wcale nie sprzedawałem!- uzupełnił nerwowo.

Na nasz widok owa dziewczyna krzykneła:
-Cloud! Dawno cię nie widziałam.
Podeszliśmy do baru po czum blądyn powiedział:
-Tifa, chciałbym ci kogoś przedstawić. To jest Yoshike.
-Cześć.
Powiedziałam i wyszczerzyłam swoje białe ząbki.
Zaprezentowała jej siedem oznak zdrowego uzębienia. Tylko dziąsła pozostawiały wiele do rzeczenia...

-Miło mi cię poznać.
Powiedziała szatynka i podała mi ręke.
Uścisnełam jej dłoń, po czym zaproponowała byśmy usiedli.
Ja usiadłam a Cloud zerwał się z miejsca jak walnięty i biegł w kierunku drzwi.
-Co się stało!?
-właśnie mi się przypomniało, że zapomniałem wyłączyć żelazko!

Krzyczałam za nim, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
Wybiedłam za nim, a Tifa wybiegła za mną. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam...
…że grupka wesołych tirowców bawi się przerzutkami jego składaka.

[Od Ałtorki]
Ja przepraszam że dopiero teraz piszę notke, ale zeszyt z opkiem wpadł mi pod łóżko i przez tydzień go wyciągałam XD
Potrzebowałam specialnych sprzętów ^^
Bez komentarza…

I zobaczyłam wpienionego Cloud'a.
Z pianą na pysku. Warczał niczym rottweiler drażniony patykiem. Oj… i znowu te dwuznaczności… Nevermind. xD

Jezu on klnie gorzej odemnie. Bzdura! Pokaż mu na co Cię stać!
Motyla noga!

Mówił coś, że zostawił kluczyki w motorze i ......no właśnie i...nie ma.
A, za 15 min. ma dostarczyć przesyłkę.
Koniec świata…

[Moja ulubiona część ficzka]
-Chodź, pokażę ci coś!
Powiedziała Tifa do Cloud'a,a mi kazała czekać.
Jedyne co słyszałam to krzyki chłopaka :
-Chyba żartujesz!
-Nie ma mowy!
-Nie zmusisz mnie!
-Nie!!!!!
Ten Cloud to ma jakieś rozczworzenie jaźni.

Po piętnastym ''nie'' moim oczom ukazał się makabryczny widok.
A ściślej zobaczyłam blądyna na jakims rowerku, który miał z przodu koszyczek, a w nim paczka.
*dławi się ze śmiechu*
Wyobrażam sobie Cloud na różowym rowerku. xD


Jeszcze dziwniejsze było to, że Tifa pchała ten rower, a niebieskooki na siłe hamował.
Nie wytrzymałam, ryłam z nich jak walnięta. No ale wiecie, on ma takie dłuuuuugie, kikutowate nogi.
I jeszcze do tego rower.!!!!!!!
-Jedź!!!!!!
-piechotą byłoby szybciej!- zaprotestował.

-Dobra, dobra....
Pantoflarz. Żeby tak ulec babie…

Mówił zdesperowany Cloud.
Musiał być skrajnie zdesperowany…

Gdy był jakies pare metrów prze nami krzyknełam:
-Tylko uważaj na ulicach i nie rozmawiaj z nieznajomymi!!!!!
*zapada ciężkie, pełne konsternacji milczenie. W tle słychać jedynie pocykiwanie świerszczy*

Dopuki bohaterka nie żartuje doputy ten greps był śmieszny. :/

Tifa rykneła śmiechem, a niebieskooki klął pod nosem.
Motyla noga, motyla noga! Kurwa, motyla noga!

Weszłyśmy do środka, tam do mnie przypieprzył się jakiś pijany koleś,
Musiał być nieźle narąbany.

ale moja bohaterka dała mu w pysk.
-Heh....w przyszłości chce być taka jak ty.Ale dopiero w przyszłości. Teraz wolę pozostać wnerwiającą siksą.
-Dziękuje.
Odpowiedziała z uśmiechem.
Porozmawiałyśmy trochę a ona zaproponowała mi prace w barze.
Na pełny etat. Teraz tylko trzeba sporządzić cennik.
Czyżby ten niewiny ficzek miał przerodzić się w hard hentai? xD

Cała uradowana się zgodziłam.
Święta naiwności.

-Bardzo ci dziękuję.
A dziewczyna w odpowiedzi tylko sie uśmiechneła.
-Będę potrzebowała dodatkowych par rąk do- odchrząknęła lekko- pracy, bo zepsuła nam się zmywarka.

Złapała mnie za ręke i pociągneła po schodach na górę.
-Gdzie idziemy!?
Zapytałam.
-Zobaczysz!
I zobaczyła. Nawalonego tirowca z rozpiętym rozporkiem który sobie... ekhm...


Weszłyśmy na górę, ona otworzyła drzwi do jakiegoś pomieszczenia,a moim oczął ukazał się mały, śliczny pokoik. Z łóżkiem.
Pokoik rzeczywiście był śliczny.
-ściany obite pluszem są suitaśne- zachwycała się. Zaraz potem na jej twarzy pojawił się grymas- ale brak klamek i kraty w oknach mogą być trochę uciążliwe.

-To jest twój nowy pokój, oczywiście jeżeli chcesz.
powiedziała.
Możesz tutaj także przyjmować klientów. Tylko niech wnoszą jedynie... gumowe przedmioty.

Gdy się ocknełam, żuciłam się z piskiem dziewczynie na szyję.
Nie hentai, a yuri. Hardcore Lesbian Porno! Ou jea!

-Dziękuje, dziękuję,dziękuję.... Zawsze marzyłam by zostać prostytutką!

W tym momencie do pokoju wszedł jakiś facet z rudymi włosami (o...ale słodki)
~Ten blogasek jest taki przewidywalny.

A za nim wszedł mężczyzna wyższy, tysy oraz z poważnym wyrazem twarzy, ale pomomo tego miał coś w sobie (ta...obiad)
Oh mein goth. To będzie ostrzejsze niż myślałam. Zbiorowy… ekhm… *blush*

Na twarzy rudego pojawił się banan.
Bądź co bądź, ale to naprawdę brzmi dwuznacznie…

Dopiero teraz się skapnełam że jesteśmy w dość dwóznacznej pozycji.
xD xD xD xD xD

-Ja wiem o czym ty myślisz...
Powiedziłam do szczerzącego sie rudzielca.
Odsunełam się od Tify, a ta powiedział:
Tifa szybko zmieniła płeć by było jeszcze bardziej hardkorowo.

-Ten z kucykiem to Reno, a ten ''pan'' to Roud.
Roud, dla nie wtajemniczonych to ten który upuścił helikopter.


-Miło mi, ja jestem Yoshike.
Poczym podała cenę za swoje usługi.
-mamy szczęście- szepnął Reno do swego komapna- tania jest.

Po tych słowach podeszłam do Roud'a, podałm mu ręku i cmoknełam w policzek. (mmm....woda toaletowa)
Prosto z kibla.

Ale buraka spalił, nie no ostro to wygląda jak łysy facet jest zały czerwony.
Zarumienił się. Jakie to Słłita$$ne. >.<

zaraz potem podeszłam do Reno. podałam mu dłoń i uscisnełam jak najmocniej, a ten ża pisnął. No nie ma co siłe ta ja mam.
Biedactwo… Musi zaspokoić rumieniącą się dziewicę i masochistę który lubi jak się go... ekhm... ściska.

-To za twoje zboczone myśli. Szepnełam mu do ucha.
Dar czytania w myślach jest pospolitszy niż myślałam…

Podeszła di Tify,a ta poklepała mnie tylko po ramieniu. Powiedziała że szybko się ucze.
Burdelmama chwali swoją podopieczną. Epicka scena, nie?

Posłałam rudemu szeroki uśmiech.
Szeroki niczym u kota z Cheshire.

-Ma charakterek. Powiedział cicho do swojego kolegi, a ten przytaknął.

-Słyszałam. Powiedziałam niemal to śpiewająco.
-mam dobry słuch- dorzuciłam niemal skromnie.


-A tak na serio, przyszliśmy bo szef ma jakąś sprawe do Cloud'a.
-Cloud pojechał dostarczyć przesyłkę.
Powiedziała Tifa.
-Na rowerku...
Dodałam powstrzymójąc się od śmiechu.
-Ale Cloud nie potrafi jeździc na rowerze.
Oznajmił nam pan z kucykiem.
-nie bój żaby- uspokoiła ich Tifa- rowerek ma boczne kółka.

W tym samym momencie coś rypneło w smietniki pod domem.
-O wrócił..
Rotfl into space. xD

Powiedziłam i pobiegłam szybko na dół, by pomóc pozbierac mu się z chodnika.
Ale ku mojemu zdziwieniu, gdy otworzyłam drzwi słam w nich cholernir wkurzony blądyn z rowerem w ręku.
-Nigdy wiecej...
Powiedział przez zęby i dał mi rower.
Wybaczcie, ale nie wiem co napisać.

O....ale on ma umięśnione ramiona. Cholera!!!! Dlaczego on jest taki stary??!!
Jak wszyscy wiemy Cloud jest zrzędliwym dziadkiem pierdzącym w stołek. Ponadto ma aildzchaimera i zaawansowaną osteoporozę. Faktycznie szkoda, że taki z niego staruch. (Baj de łej dwunastolatkom dwudziestka żeczywiście wydaje się starością)

O jezu, ale juz puźno. Musze iść spać, ponieważ jutro otwieramy o 5.15.
-Tifa?
Powiedziałam do dziewczyny.
-Em...gdzie jest łazienka?
Szatynka zaprowadziła mnie do łazienki i dała mi ręczniki oraz koszulkę nocną.
Cóż....poszłam się wykąpać i przebrać. Wysuszyłam jeszcze włoski.
Wyszłam z łazienki by się pożegnać i iść spać, byłam taka śpiąca, ża ledwo widziałam gdzie idę.
Zobaczyłam że Reno i Roud już wychodzą, więc poszłam się pożegnać.
Tak, super pisałaś już, o tym. Pisałaś, naprawdę. Idziesz się pożegnać. Żegnasz się i lulu. To absurdalnie proste!

-Narazie!
Krzyknełam, a Reno obrócił się w moją stronę i już chciał pomachać, ale gdy zobaczył mnie to szczę ka mu opadała.
Za to Roud na chwilę podniusł okulary, bo niewiedział co sie dzieje, ale gdy sie dowiedziła szybko je opuścił i zburaczał XD.
Zapomniała się ubrać.

Zaśmiałam się, po czym zeszłam na dół i popchnełam ich w stronę drzwi.
-godziny odwiedzin już dawno minęły!- huknęła na gości gardłowym głosem.


Reno o mało co nie zleciał by ze schodów.
-Roud, proszę pilnuj go...
Łysy tylko przytaknął.
-Papa....
Powiedziałam z uśmiechem i pomachałam im.
Zamknełam drzwi i uśmiechnełam się do Tify, która stała obok mnie i powiedziała:
-Nieśmiała to ty nie jesteś...
-Dlaczego?
Zapytałam.
-No wyszłaś się pożegnać w samej bieliźnie i koszulce.
Pewnie się szykowała na Miss Mokrego Podkoszulka.

O.O
-O k....,
-urwa?- podsunęła pomocnie Harlock.

-A gdzie jest Cloud?
Spytałam ospale.
-Chyba gdzieś na górze.
Odpowiedziała.
-To ja ide sie pożegnac i lulu...
Ile razy jeszcze czcigodna Ałtorka ma zamiar użyć słowa „pożegnać”?

-Ok, dobranoc.
Powiedziała.
-Dobranoc....
Odpowiedziłałam ziewając.
Weszłam na gór i zobaczyłam Cloud'a wychodzącego z mojego pokoju. Nawet nie myślałam co on tam robił bo ja mogę w takich sytuacjach tylko jedno, albo iść albo myśleć. Wybrałam to pierwsze
Uwielbiam jej samokrytykę.

Weszłam do pokoju, zamknełam za soba drzwi, zapaliłam lampkę i ujrzałam że na stoliku coś leży....
Cloud zostawił jej bilet lotniczy do świętego nigdzie dokąd się właśnie udał z epicką misją w poszukiwania ukrytego sensu tego ficzka. Prędko nie powróci, jeśli w ogóle.


Koniec.